Co się rzuca w oczy w Japonii?
O dziwnościach i codziennościach powinniśmy napisać, jak już je wszystkie poznamy. Ale istnieje ryzyko, że przestaną dziwić i zapomnimy o ich odmienności od warunków polskich.
Na początek, nasz pokój/mieszkanie. Ma standardowe 4,5 maty. Czyli +/- 6,5m2. Zamykany jest na kłódkę z kodem, czyli nie zgubimy kluczyka. Z zewnątrz wygląda jak schowek na niepotrezbne rzeczy, ale jest to w pełni funkcjonalne mieszkanie w stylu retro.
Kiedy przyszliśmy tu pierwszy raz, to nie umiałem otworzyć drzwi. Są przesuwne, a ja je szarpałem jak małpa. Zapach pokoju mnie uderzył. To zapach suszonego na słońcu siana, który znam z parkowych, żoliborskich trawników koszonych wiosną przy użyciu traktora. Tak pachnie podłoga w tradycyjnym japońskim domu. Tatami. Zapalić światło też nie było łatwo, nie ma na ścianie włącznika. Jest sznurek przy lampie. Gniazdko elektryczne, oczywiście inne niż u nas. Płaskie bolce, mniejsze napięcie, kable nie idą w ścianie, tylko po ścianie, wzdłuż drewnianych belek. Ściany, są trochę grubsze niż płyta gipsowo kartonowa. Okno tak jak drzwi drewniane i przesuwne. Ale nie ma po co go otwierać, bo za nim w odległości 22 centymetrów jest ściana sąsiedniego budynku. Okno więc służy do zamontowania klimatyzatora. Zakres jego pracy wynosi 21-29oC. To daje pewne pojęcie jak tu musi być gorąco latem. Okna i drzwi nie mają uszczelek. Po co? Na zewnątrz jest 15oC, a mamy połowę grudnia. To nie dziwi jeśli uświadomić sobie, ze jesteśmy na szerokości geograficznej północnej Afryki.
Łóżek w pokoju nie ma. Jest stolik (30cm wys.), i szafeczka na telewizor. Lodówka, mikrofala, czajnik. Mieszkanie zaczyna się genkanem, czyli przedpokojem, który jest jednocześnie kuchnią o powierzchni trochę mniejszej niż ręcznik plażowy. Zewnętrzną łazienkę (osobny temat) dzielimy z kilkoma sąsiednimi mieszkaniami. Jest jeszcze szafa wnękowa. W niej znajdują się futony, czyli nasze łóżka. Wieczorem rozciągamy futon na podłodze, kładziemy poduszkę, siebie i przykrywamy kołdrą. Ogrzewania tu nie było. Zapytaliśmy właściciela mieszkania, czy klimatyzator ma funkcję grzania (w tym kraju dość częste). Niestety nie ma. Zapytaliśmy też, gdzie jest publiczna łaźnia – ofuro. Odpowiedział, że ogrzewania nie ma, a łaźnia jest blisko. Rozmowa miała miejsce w okolicach północy, za pośrednictwem internetu, który mamy w standardzie. Sylwię zmartwiło, że nasz gospodarz nie jest zbyt pomocny, co jest mało japońskie. Mnie nie zmartwiło, bo nigdy tu nie byłem, za to zwiedziłem trochę Polski i wcale mnie takie odpowiedzi nie dziwią.
Mógłbym już zakończyć opis pokoju, ale trzeba oddać sprawiedliwość gospodarzowi. Następnego wieczora, kiedy wróciliśmy do mieszkania po miejskich włóczęgach i zwiedzaniu, na podłodze znalazły się dwie nowe rzeczy. Mapka do łaźni i piecyk elektryczny.
1 thought on “Codzienność turysty – mieszkanie”